„Związana kajdanami
codzienności pragnę się uwolnić,
Pragnę się wydrzeć z
więzienia, które zgotowało mi własne… Serce?
Jasne, znowu ono jest
wszystkiemu winne.”
[Lily]
Ludzie
często zadają sobie pytanie – co robię ze swoim życiem? Chciałabym móc zadać je
także sobie. Ale nie mogę. Bo już zrobiłam co miałam. Takie pytanie oznacza
możliwość zmiany, wyboru. Ja mojego wyboru już dokonałam… jakieś dwa lata temu.
Jak się okazało, dokonałam najgorszej decyzji jakiej mogłam. Ale czego ja się
właściwie spodziewałam? Przecież doskonale wiedziałam, że skończy się to w taki
lub podobny sposób. Wiem jedno… musiałam postąpić właśnie w ten sposób…
musiałam. A teraz co? A teraz nie pozostaje mi nic innego jak czekanie na cud.
Na chwilę, w której ktoś ślepym trafem natknie się na mnie. Ile razy
wyobrażałam sobie, że moje życie się zmieni… że pojawi się rycerz na białym
koniu, który mnie uratuje od niego… ale ja już mojego rycerza miałam i z niego
zrezygnowałam… Łzy mimowolnie spływają po moich policzkach a ja wpatruję się w
okno hotelowego pokoju wiedząc, że skoro od ok. dwóch godzin na zewnątrz jest
już ciemno za niedługo wróci mój oprawca. Jednak w tej chwili na balkonie
dostrzegam ruch a serce podskakuje mi do gardła.
[Thomas]
Jak mogłem
wkręcić się w coś tak głupiego? To już chyba tradycja, że na każdym kadrowym
wyjeździe musi strzelić nam do głowy coś chorego. Ale przynajmniej nie jest
nudno! Jest cholernie zimno a jak jakiś kretyn przeprawiam się przez barierki
oddzielające kolejne balkony hotelowych pokoi. No ale zakład to zakład.
-Chłopaki,
który to miał być dokładnie pokój? – krzyczę w stronę moich niezastąpionych
kolegów z drużyny, którzy ubaw mają po pachy.
-Nie ten, na
który wchodzisz tylko jeszcze następny! – słyszę z oddali głos Gregora.
No i jestem
na wybranym przez nich balkonie. Patrzę przez szybę, w pokoju ciemno… chyba
nikogo nie ma więc bardzo mi przykro, ale wybrnąłem z zakładu bez
nieprzyjemności.
-Pusto!
Niestety nie mogę wypełnić mojego zadania! – krzyczę śmiejąc się zadowolony.
Gdy już mam zamiar wracać spoglądam ostatni raz do wnętrza pomieszczenia, a
moim oczom ukazuje się tajemniczy kształt. Zaglądam raz jeszcze, nie mogąc
zidentyfikować przedmiotu na środku pokoju. Światło docierające tam z zewnątrz
nie wiele daje jednak wyraźnie widzę, że kształt widząc mnie próbuje się ruszać.
Dostrzegam oczy, a przez moją głowę przebiega tysiąc myśli na sekundę.
Przecieram ręką szybę, która zdążyła się zaparować od mojego ciepłego oddechu i
nagle wszystko zaczyna się układać.
-Zamarzłeś
tam? – docierają do mnie głosy moich rozbawionych kompanów.
-Tam ktoś
jest! – odkrzykuję, czując przyspieszające bicie serca.
-Nooo! To
dawaj do roboty! – śmieją się jeszcze głośniej.
Zapominam
jednak o zakładzie, bo albo to głupi żart albo moja wyobraźnia płata mi figle.
W jednej chwili impuls z mózgu dociera do reszty ciała i nie zastanawiając się
długo nad tym co robię i nad konsekwencjami, podnoszę stojące obok krzesło i
uderzam nim w okno. Szkło rozsypuje się w drobny mak, a śmiechy kolegów nagle
milkną. Teraz widzę już wyraźnie to, co przykuło moją uwagę przez szybę. Nie
myliłem się choć do końca nie chce mi się wierzyć w to co widzę. Przede mną
widzę całkowicie zszokowaną i przestraszoną ciemnowłosą dziewczynę. Jej usta
zaklejone są srebrną taśmą, a ona sama siedzi przywiązana do krzesła. Wszystkie
emocje widoczne są jednak w jej oczach, dużych, brązowych, zaszklonych od łez
oczach. Podchodzę do niej i jednym ruchem zrywam z jej twarzy taśmę, a z jej
ust, jakby nawet nie poczuła bólu wydostają się dwa słowa
- Pomóż mi.
Momentalnie
zabieram się za rozwiązywanie więzów krępujących jej kostki i nadgarstki. Boże!
Czy te ręce muszą mi się tak trząść?!
- Na stole
powinien leżeć nóż!
Dociera do
mnie głos nieznajomej. Podrywam się i biorę w dłoń nóż, dzięki, któremu
przecinam sznur, a z mojego gardła wydostają się pytania choć wiem, że nie czas
na nie.
- Kim ty
jesteś? Co tu robisz? Co się stało?
- Nie teraz.
On może wrócić. Zabierz mnie stąd. Gdziekolwiek…. – błagalnie rzuca w moją
stronę.
Ponownie nie
zastanawiając się co robię ciągnę ją za rękę w stronę rozbitego okna, przy
którym właśnie pojawia się Michael.
-Coś ty
narobił?! – słyszę lekko zdenerwowany głos przyjaciela.
- Szybko!
Michael pomóż mi. Trzeba ją stąd zabrać.
- Chodź tu –
mówi wyciągając rękę w jej stronę. Za to właśnie go uwielbiam, nie pyta gdy nie
trzeba tylko działa.
[Lily]
Widzę
wyciągniętą w moją stronę dłoń blondyna i wstaję. Adrenalina i nadmiar wrażeń
robią jednak swoje i momentalnie czuję zawroty głowy, chwieję się i upadam.
Moje ciało nie ląduje jednak na twardej podłodze a zostaje złapane przez tego,
który rozbił okno. Chłopak podnosi mnie i wynosi na balkon. Momentalnie robi
się zimno. Otrzeźwia to jednak mój mózg i wiem, że mogę iść sama, to na pewno
ułatwi ucieczkę przez balkony.
-Dam radę –
mówię i szybko staję na nogi aby ulżyć chłopakowi. Domyślam się dokąd biegniemy
bo przy jednym z pokoi widzę grupkę chłopaków.
Dobiegamy na
miejsce i szybko zostaję zgarnięta do wnętrza. Słyszę mnóstwo pytań
skierowanych do mnie jak i do dwóch chłopaków, z którymi przybiegłam. Do mnie
nie docierają jednak żadne bo do mojej głowy dociera dopiero to co stało się w
ciągu paru ostatnich minut. Jestem jakby wyłączona. Uciekłam. Ale gdzie? Parę
pokoi dalej! Przecież on mnie znajdzie! Nie jestem jeszcze bezpieczna! Szybko
zrywam się jednak od razu czuję czyjąś rękę na moim ramieniu, która zmusza mnie
to ponownego zajęcia pozycji siedzącej. Dociera do mnie, że blondyni wyjaśnili już
pokrótce reszcie co się stało.
- Trzymaj –
odwracam się i widzę kolejnego chłopaka podającego mi szklankę wody. Biorę ją
od niego i przystawiam do ust. Nie mam pojęcia co się stanie ale woda, troszkę
mnie uspokaja. W tej jednak chwili słyszę pukanie do drzwi.
- Ochrona
hotelu! Proszę otworzyć!
- Wszyscy
patrzą po sobie a w kierunku drzwi zmierza owy opanowany blondyn, który pomagał
mi w ucieczce.
- Michi, tak
jak ustaliśmy – rzuca ten, który rozbijał okno. Teraz dopiero zaczynam
przyglądać się ich twarzom. Na imiona będzie czas później. Chyba.
Blondyn
wychodzi z pokoju na mały przedpokój, nie widzę więc drzwi. Czy z nimi jest już
on? Czy wie już, że uciekłam?
- Właśnie
mieliśmy się do państwa zgłosić w związku z tamtym oknem – słyszę spokojny głos
„Michiego” jak nazwał go tamten.
- Tak? To
może nam pan to wyjaśni?
-
Oczywiście, zapłacimy za wszelkie szkody. Faktycznie doszło do pewnego
incydentu. Wygłupialiśmy się z przyjaciółmi, wie pan jak to jest. Głupi zakład
i wyszło nieszczęście. Rozumiem oczywiście, że musimy to spisać, możemy więc
się od razu aby wszystko załatwić – drzwi się zamknęły i zapadła cisza.
-Spokojnie
on to załatwi, nic się nie martw –
podchodzi mój wybawca i wyciąga rękę – jestem Thomas.
Także
wyciągam rękę i widzę moje nadgarstki, które wyglądają okropnie .
-Lily. Ja…
dziękuję… Muszę stąd uciekać.
- Na razie
nigdzie nie pójdziesz. Musisz nam wyjaśnić co tu się właściwie stało ale
najpierw, jestem Gregor – witam się i przyglądam twarzy. Do przedstawiających
dołączają pozostali. Manuel – ten, który podał mi wodę i Manuel – który do tej
pory siedział cicho.
Patrzyłam na
nich, wysłuchałam ich imion a w mojej głowie zwoje chyba zaczęły pracować. Znam
twarze i znam imiona. Skoczkowie. Uratował mnie Diethart, pomagał mu Hayboeck,
pierwszy przedstawił się Schlierenzauer, wodę podał mi Poppinger a ostatni to
Fettner.
- Możesz
mnie uderzyć? – mówiąc to odwracam się w stronę Gregora – śnię?
- Nieee –mówi
zdziwiony.
- Dobra,
fanką skoków to ja nie jestem, ale jednak was znam. To jest niemożliwe.
- Patrz! A
jednak! – wypalił Poppinger.
Jednak teraz
mój mózg zaczął kojarzyć kolejne fakty. Kogoś brakuje. I to bardzo dobrze wiem
kogo. Kogoś, kogo zdecydowanie nie chcę spotkać. Nie tak, nie teraz, nie tu.
Może kiedyś… choć nie. Lepiej byłoby gdybym go nigdy nie zobaczyła.
- Pewnie się
zastanawia gdzie nasza gwiazda Kraft! – widać, że Poppinger chce rozluźnić
atmosferę – spokojnie, królewno zaraz przyjdzie… a właściwe gdzie on jest? - spogląda
pytająco na kolegów.
-Rozmawia
przez telefon z Marisą – rzuca Fettner.
- Muszę iść
– wstaję – bardzo wam dziękuję ale najlepiej będzie jak już pójdę.
- Nigdzie
nie pójdziesz! Wyjaśnij nam… - Thomas przerywa jednak, gdyż drzwi się otwierają.
-Jestem! Co
tam panowie zrobiliście? Widziałem Michaela, jakaś gruba akcja? – słyszę ten
głos i najchętniej wtopiłabym się w tapicerkę sofy, na której siedzę. Puls
znowu mi przyspiesza, a do tego dochodzi okropny skurcz żołądka. Wszedł do
pomieszczenia. Widzę jego uśmiech od ucha do ucha, po czym jego wzrok pada na
mnie. Patrzymy sobie w oczy, a jego uśmiech momentalnie znika, jego miejsce
zajmuje ogromne zdziwienie i niedowierzanie.
-Lily… -
wydusił.
-Stefan… -
mówię spuszczając wzrok.
- Co ty tu…?
Nieee… tylko mi nie mów, że…. – patrzy na moje nadgarstki, dopiero teraz
zauważył w jakim byłam stanie. Już wiedział. Byłam pewna, że się domyślił.
Wszystkiego… no prawie. W końcu nie mógł wiedzieć jak się tu znalazłam – On? –
znów na niego spoglądam i kiwam głową.
-
Przepraszam cię Stefan! – wstaję – Nie chciałam żeby to tak wyszło!
- Zabiję go!
– wiem, że zaraz wybuchnie.
-Stop! –
przed szereg wychodzi Gregor – wy się znacie? Czy ktoś może nam powiedzieć co
tu się właściwie dzieje?
- Thomas?
Możesz zabrać Lily do kawiarni? Daj jej coś do jedzenia. Ja wyjaśnię chłopakom
mniej więcej co i jak – teraz spogląda na mnie – bo rozumiem, że sytuacja się
nie zmieniła? – w odpowiedzi pokręciłam głową.
- O nie. Ja
zostaję, chcę się dowiedzieć co i jak.
- Ja pójdę –
odzywa się Fettner, po czym wstając podaje mi rękę abym poszła za nim. Spoglądam
jeszcze raz na Stefana, a on widzi strach w moich oczach.
- Tylko nie
głównym wejściem. Idźcie jakoś bokiem, żeby się nie napatoczyć na tego gnoja,
który nawiasem mówiąc długo już nie pochodzi, tylko wyjaśnię chłopakom co i jak
– chciał posłać w moją stronę pocieszający uśmiech ale średnio mu to wyszło.
W pokoju
czułam się jeszcze względnie bezpieczna ale teraz gdy mam wyjść, serce wali mi
jak młotem. Przeszliśmy do końca korytarza, a Manuel otworzył drzwi do schodów
awaryjnych. Zeszliśmy na dół i skierowaliśmy się do kawiarni. Za każdym rogiem
spodziewam się jego.
- Nie wiem
po co tam idziemy. I tak niczego nie przełknę – spoglądam na chłopaka.
-
Przełkniesz, przełkniesz. Na pewno jesteś głodna.
- Nawet jeżeli
to jakoś tego nie czuję.
Idziemy na
sam koniec pomieszczenia.
-Usiądź
tutaj – mówi Manuel – tego miejsca nie widać jak się wchodzi. Zaraz coś ci
przyniosę.
Siadam.
Czuję jak bardzo mam napięte mięśnie. W każdym mężczyźnie widzę jego. Wiem, że
w każdej chwili mogę go spotkać. Wraca Manuel i stawia przede mną gorącą kawę i
drożdżówkę.
- Skoro i
tak więcej nie przełkniesz a coś zjesz musisz to może to ci będzie pasowało.
- Dziękuję.
Manuel
spoglądał na mnie nerwowo. Wiem, że dla niego też nie jest to codzienna
sytuacja. Biorę do ust drożdżówkę i ku mojemu zaskoczeniu jest smaczna. Chce mi
się ją zjeść. Pałaszuję więc smakołyk i wypijam gorącą kawę. Każdy łyk pali
moje gardło ale dawno nie piłam czegoś tak dobrego. A może to tylko względna
wolność nastawiła mnie choć trochę lepiej do życia?
- Myślę, że
możemy już wracać – słyszę głos chłopaka.
Wstaję.
Idziemy dokładnie tą samą drogą, którą pokonaliśmy kilka minut wcześniej. Gdy
jesteśmy już na korytarzu, dostrzegam zamieszanie przy pokoju, z którego udało
mi się uciec. Widzę sylwetkę mężczyzny odwróconego do mnie plecami, jednak
doskonale mi znaną. Strach mnie paraliżuje i staję jak wryta. Manuel widząc to,
szybko kojarzy fakty i popycha mnie w stronę pokoju skoczków. Roztrzęsiona
wchodzę do pokoju i widzę pozostałych. Podchodzi do mnie Michael.
- Wcześniej
nie miałem okazji się przedstawić. Michael – mówi wyciągając dłoń.
- Lily –
ściskam chłopakowi rękę.
- Stefan
wszystko nam wyjaśnił. Opowiedział twoją historię. Uwierz, teraz to wszystko
się skończy. Zaufaj nam.
- Ufam –
mówiąc to mój wzrok pada jednak prosto na Stefana – teraz wiem, że mogę się
uwolnić. Nie wiem jak, bo on mnie znajdzie ale uda mi się – dostrzegam
delikatny uśmiech Stefana i czuję ciepło na sercu. Ten uśmiech… taki jak
kiedyś. Uśmiech, który zawsze dodawał mi otuchy, a ja najzwyczajniej z niego
zrezygnowałam…
- Już późno
– wstając mówi Thomas – my pomieścimy się tutaj a ty możesz zająć drugi pokój.
- Nie, ja…
- Nie masz
innego wyjścia – wchodzi mi w słowo Diethart.
Przystaję więc
na ich propozycję.
- Stefan?
Możemy porozmawiać? – mówię z nadzieją.
-Jasne. Ale
nie teraz. Wszystkim przyda się odpoczynek, a szczególnie tobie. Jutro będzie
czas na wszystko.
Zawiedziona
zgadzam się na to, choć wiem, że pospać to raczej mi się nie uda. Kieruję się
do drugiego pokoju, do którego wejście jest z przedpokoiku, ale wtedy dzieje
się coś czego obawiałam się odkąd opuściłam pokój przez wybite okno. Wszyscy
słyszymy walenie pięścią w drzwi i głos… jego donośny głos. Ze strachem patrzę
na pozostałych, a mój wzrok zatrzymuje się na twarzy Stefana.
- Otwieraj!
Wiem, że tam jesteś! Sama tego chciałaś, wywarzam drzwi!
_________________________________
Przybywam z jedynką! Dziękuję za wszystkie komentarze pod prologiem i mam nadzieję, że Was nie zawiodłam :)
Jestem ogromnie ciekawa Waszych opinii i tego jak odbieracie całą zaistniałą sytuację. Piszcie w komentarzach! Widzimy się za dwa tygodnie!
Pozdrawiam :)