środa, 23 marca 2016

Rozdział 4

„Czego się boję? Boję stracić ludzi, których kocham.
 Boję się, że kolejny raz mi się to przydarzy.
Boję się samotności.
 Boję się kiedyś obudzić i zdać sobie sprawę z tego,
 że nikogo już przy mnie nie ma.”

Budzą mnie promienie słońca padające na twarz. Leniwie się przeciągam i otwieram oczy. Widzę wnętrze mojego pokoju. W ciągu ostatnich kilku dni siostra pomogła mi zacząć wracać do normalnego życia. Udałyśmy się na zakupy i kupiłyśmy kilka rzeczy, które każdy normalny człowiek powinien posiadać. Wszyscy wokół mówią, że to dobry początek jednak czy w rzeczywistości tak jest? Nie wydaje mi się. Dostaję jakiejś chorej paranoi. W każdym mijanym mężczyźnie widzę Martina, prawie każdej nocy budzę się przerażona bo moja podświadomość znów przenosi mnie do zamkniętego, ciemnego pokoju. Każdego dnia o poranku nie wiem co ze sobą zrobić. Nie mam żadnych zajęć, całe dnie przesiaduję właściwie patrząc w telewizor, choć nie dociera do mnie nawet głos spikera. Podobnie jest tym razem. Wstaję i udaję się do kuchni aby coś zjeść, a bardziej tylko po to, aby domownicy zobaczyli, że już nie śpię. W domu nie ma jednak nikogo, biorę więc jedynie jogurt i wracam na górę. Przeskakując leniwie po kanałach słyszę dźwięk dzwoniącego telefonu. Tak mojego, nowo zakupionego telefonu. Mam w nim zapisane całe trzy numery. Katherine, Stefan i Thomas, choć ten ostatni nie został jeszcze ani razu użyty. Patrzę na wyświetlacz, a moim oczom ukazuje się właśnie „Thomas”. Odbieram i przykładam telefon do ucha.
- Halo? Lily?
- Cześć Thomas.
- Przepraszam, że się nie odzywałem ale wypadło mi kilka niespodziewanych spraw.
- Nie ma sprawy.
- Będziesz miała czas, żeby się spotkać?
- Wiesz… jakoś znajomi i przyjaciele nie dobijają się do mnie drzwiami i oknami więc powinnam gdzieś znaleźć chwilę w moim jakże napiętym kalendarzu – odpowiadam odruchowo nie zastanawiając się nad tym, że może nie być to zbyt miłe… świetnie, za chwilę spłoszę jedną z nielicznych osób, które w ogóle się odzywają.
- Coś taka nie w humorze? Coś się stało?
- Nie, nic. Przepraszam.
- Nie przepraszaj. Rozumiem, że jest ci ciężko. Mogę dzisiaj po ciebie przyjechać?
- Jeśli wiesz gdzie to przyjeżdżaj.
- Jeżeli ty mi nie powiesz to spytam Stefana. Nie ukrywam jednak, że wolałbym liczyć na ciebie.
Podałam więc chłopakowi adres i umówiłam się na szesnastą. Nie wiem jednak czy na pewno chcę się z nim spotkać. Po co? Żebym ja męczyła się i udawała, że wszystko jest w porządku? A może żeby on udawał, że interesuje go rozmowa ze mną? Z pewnością wolałabym zostać w domu, ale zarówno Kath jak i Kraft powtarzają, że powinnam wyjść z domu. Więc proszę bardzo… wychodzę.

***
- Wychodzisz?
- Tak jakby – odpowiadam siostrze, która zdziwionym wzrokiem przygląda się moim przygotowaniom do wyjścia.
- A jakiś konkretny cel masz czy idziesz zwyczajnie się powłóczyć?
- Kath… dziękuję za troskę, ale skoro chcieliście żebym wyszła to chyba powinnaś się cieszyć a nie wiercić mi dziurę w brzuchu.
- Tylko się martwię.
- Nie masz powodu. Pa. Wrócę… właściwie to nie wiem o której ale dzisiaj. Dziękuję – to ostatnie słowo padało z moich ust wyjątkowo często. Gdy siostra wychodziła z domu lub nawet z mojego pokoju. Dziękowałam jej przy każdej możliwej okazji. Dziękowałam, bo miałam za co. Właściwie to za wszystko.  Dzisiaj jednak przyszła pora na podziękowanie komuś innemu.
Wychodzę z domu i widzę idącego w moją stronę Dietharta. Ruszam w jego kierunku choć czuję jak bardzo się stresuję. Nie wiedzieć dlaczego czuję jak moje serce mocno bije. No tak… kontakt z drugim człowiekiem nie jest ostatnio moją dobrą stroną. To zrozumiałe. Podchodzę do blondyna, a ten przytula mnie na powitanie. Ja jednak odwzajemniam gest dość opornie. Nie wiedząc co mam mówić, patrzę się tylko w ziemię. Niezręczną ciszę przerywa jednak mój towarzysz za co w duchu szczerze mu dziękuję.
- Samochód zaparkowałem tam za rogiem – mówi wskazując odpowiedni kierunek – nie wiedziałem czy chcesz, żebym podjechał pod sam dom.
- Super, ale możemy na razie tylko się przejść? Gdziekolwiek.
- Jasne.
Ruszamy więc chodnikiem, jednak znów żadne z nas nie wie co ma powiedzieć. Świetnie… Tym razem to chyba jednak moja kolej zacząć.
- Thomas, dziękuję. Gdyby nie ty…
- Daj spokój. Już dziękowałaś. Proszę… nie wracajmy do tego.
- Ja też wolałabym do tego nie wracać, uwierz. Szkoda tylko, że to nie takie proste – mruczę pod nosem.
- Zaczynasz nowe życie i lepiej skupić się na tym.
- Okej, ale skoro dopiero zaczynam, nie oczekuj, że zasypię cię gradem tematów do rozmów.
- Jakoś damy radę – wreszcie widzę jego uśmiech. Czuję jak ciepło rozpływa się po moim ciele i mimowolnie też się uśmiecham.
Nie wiem jak, ale pokonując kolejne metry, rozmowa się toczy. Już dawno nie rozmawiało mi się tak dobrze. Tak lekko. Zastanawiam się czy to, co czułam wcześniej to na pewno był strach? Po części pewnie tak, ale teraz zastanawiam się czy nie była to radość. Czy ja przypadkiem w głębi serca nie chciałam się z nim spotkać? Bo jedną z rzeczy które czuję teraz, z pewnością jest właśnie… radość. Czuję się lepiej, spędzając czas z Thomasem. Z nim jest zupełnie inaczej niż ze Stefanem. Stefan jest troskliwy, wypytuje co u mnie i jak się czuję każdego dnia. Thomas nie traktuje mnie jak inną. Traktuje mnie jak zwykłego człowieka i chyba właśnie tego potrzebowałam. I właśnie tego mi brakowało.
Nasz spacer wydłuża się i docieramy do centrum miasteczka. Kierujemy nasze kroki do małej, przytulnej kawiarni. Wchodzimy do środka i czujemy przyjemne ciepło. Do naszych nozdrzy dociera zapach kawy. Wybieramy stolik w rogu, a Thomas pomaga mi ściągnąć kurtkę. Do naszego stolika podchodzi uśmiechnięta, ciemnowłosa kelnerka i podaje nam karty. Wybieram gorącą czekoladę zaś mój towarzysz stawia na kawę i choć nie mam najmniejszej ochoty na nic słodkiego, ulegam namowom chłopaka i proszę o ciasto z bakaliami.
- Szkoda, że za niedługo zaczyna się sezon – dociera do mnie głos blondyna.
- Jak to? Nie cieszysz się? Myślałam, że wszyscy na wieść o sezonie napawacie się entuzjazmem.
- Bo tak jest, ale wtedy bardzo mało, a właściwie w ogóle nie spędzamy czasu w domu.
- Nie przyzwyczaiłeś się jeszcze do tego?
- Przyzwyczaiłem. Ale teraz to oznacza, że nie będę mógł spędzać czasu z tobą. Wiesz… nie spodziewałem się, że tak dobrze będzie nam się rozmawiało.
- Ja też nie sądziłam. Ostatnio mało czasu spędzam na rozmowach. Ograniczają się one do krótkich wymian zdań z Kath lub Stefanem, głównie dotyczą mojego samopoczucia i tego czy wracam do żywych czy może jednak nie.
- Domyślam się, że możesz mieć już tego dość. Tych ciągłych pytań.
- Dokładnie… ale Thomas… nie chciałabym żadnych niedomówień więc wolę to zaznaczyć od razu. To jest tylko relacja czysto koleżeńska. Nie żebym coś do ciebie miała, w żadnym wypadku! Ale teraz po prostu wolałabym nie zagłębiać się w jakieś relacje.
- Lily, oczywiście. Zdaję sobie z tego sprawę i nie mam zamiaru naciskać lub próbować jakoś na ciebie wpływać. Chcę cię tylko poznać.
Dalej rozmowa znów zeszła na normalne tematy. Po godzinie wychodzimy z lokalu, a na mojej twarzy znów czuję zimny wiatr. Gdy zbliżamy się już do domu mój wzrok pada na tajemniczą, oddalającą się, męską sylwetkę, która do złudzenia przypomina mi Martina. Mimo, że wiem iż niemożliwym jest aby mój oprawca się tu pojawił moje serce zaczyna szybciej bić. Thomas widząc zdziwienie na mojej twarzy także odwraca się w kierunku mężczyzny.
- Lily? Co jest? Chyba nie myślisz, że…
- To Martin? – dokańczam za niego – Nie, to na pewno tylko moja paranoja. Mówiłam ci, że ostatnio widzę go wszędzie…
- Nie martw się. To nie on – mówi i delikatnie się do mnie uśmiecha. Odwzajemniam gest, a gdy znajdujemy się już pod drzwiami przytulam go.
- Dziękuję. Nawet nie wiesz jak miło było porozmawiać z kimś kto wiecznie nie pyta się o to, czy dobrze się czuję.
- Polecam się na przyszłość.
***
Kładę się do łóżka i gaszę małą lampkę nocną. Uwielbiam ten czas w ciągu dnia kiedy zapadają ciemności, a ja leżę pod ciepłą kołdrą i mogę pogrążyć się w rozmyślaniach. W ciemności się otwieram, wtedy z reguły ludzie myślą inaczej niż za dnia. W nocy inaczej widzi się wszystko. Wymyśla się dialogi i scenariusze, których i tak następnego dnia nie ma się odwagi spełnić lub najzwyczajniej w świecie już się ich nie pamięta. Noc to ta najbardziej tajemnicza część doby ale chyba też najbardziej szczera. To wtedy odpowiadamy sobie na najtrudniejsze pytania i mamy odwagę stawić czoła problemom. Oprócz przemyśleń dotyczących przyszłości, zazwyczaj ludzie analizują wydarzenia z przeszłości. Przypominają sobie te najlepsze, jak i najgorsze momenty z życia. Nie wiadomo kiedy pojedyncza łza wypływa spod powieki aby po chwili spaść na poduszkę. Właśnie w nocy uwalniamy wszystko to, co przez cały dzień trzymaliśmy mocno w sobie. Należę właśnie do tego typu ludzi więc tak jak oni leżąc, analizuję wydarzenia minionego dnia. Zastanawiam się co mogłam zrobić inaczej w różnych sytuacjach i do czego mogło to doprowadzić. Zadaję sobie pytania czy na pewno postępowałam słusznie. Czasem z pozoru najmniej ważna decyzja może mieć duży wpływ na dalszy bieg wydarzeń. Oprócz tego skupiam się na emocjach. Zastanawiam się co czułam chwila po chwili, godzina po godzinie. Przypominam sobie uczucie towarzyszące rozmowie z Thomasem. Wiem, że chciałabym jeszcze się z nim spotkać ale boję się, że zacznie mi zależeć. Nie mogę traktować go w inny sposób, bo gdy człowiekowi zależy, zazwyczaj w efekcie cierpi… a w ostatnim czasie wystarczająco się wycierpiałam. W myślach widzę także mężczyznę, którego ujrzałam gdy wracałam do domu. Jaka jest szansa, że był to Martin? Bardzo nikła… nie miałby przecież jak mnie znaleźć… Jak to zazwyczaj bywa, nie wiedząc nawet kiedy odpływam do krainy Morfeusza…
***
Do moich uszu dociera hałas. Nie mam pojęcia co się dzieje, ale od razu wiem, że coś jest nie tak. Jeszcze nie otwarłam oczu, a serce już zaczyna mi mocniej walić.  Głośny dźwięk zaczyna nabierać konkretnego charakteru, a mój mózg rozpoznaje w nim wycie syren strażackich. Otwieram oczy i czuję drażniący dym. Niewiadomo kiedy zaczynam kaszleć. Wszędzie wokół jest ciemno a przez okno wpada jedynie mrugające światło lampy strażackiej. Dusząc się i nie potrafiąc złapać oddechu podbiegam do drzwi i otwieram je. Nagle czuję na moim ciele okropne ciepło. Schody pogrążone są w płomieniach a na korytarzu jest jeszcze więcej dymu niż w moim pokoju. Szybko wracam do pomieszczenia i rzucam się do okna z nadzieją na haust świeżego powietrza. Otwieram okno, jest lepiej. Widzę dwa wozy strażackie, radiowóz i dwie karetki. Słyszę krzyczącego strażaka, nie rozumiem jednak co do mnie mówi. Widzę jak kilka osób biegnie pod moje okno z rozłożonym materiałem, na który mam skoczyć. Wiem, że innej drogi nie ma więc robię co mi każą. Czuję chwilowe uczucie wolności i ląduję trochę bardziej boleśnie niż to sobie wyobrażałam ale przynajmniej mogę oddychać. Ktoś zarzuca na mnie grubą kurtkę a do ust przykłada maskę tlenową. Dużo lepiej choć serce nadal bije mi jak szalone. Dopiero teraz zaczynam myśleć o pozostałych domownikach! Co z Kath, Alexem i małą Alice?! Przy jednej z karetek widzę Alexa i biegnę w jego stronę.
- Gdzie Kath? Gdzie Alice? – krzyczę do niego a w odpowiedzi pokazuje ręką do wnętrza wozu. Widzę w nim moją zapłakaną siostrę. Na noszach prawdopodobnie leży moja siostrzenica a wokół nich dwóch lekarzy. Chcę do nich wejść jednak Alex powstrzymuje mnie i przecząco kręci głową. W tej chwili odwracam się w stronę naszego domu… a raczej tego co wcześniej można było nazwać domem. Dogaszanie pożaru trwa nadal, a ja już wiem, że właśnie straciliśmy wszystko. Odzyskałam dom i już go straciłam… dopiero teraz uświadamiam sobie, że w dłoni ściskam mój telefon komórkowy. Nie pamiętam nawet chwili kiedy go wzięłam ale teraz cieszę się, że go mam. Nie czuję nic… albo sama nie wiem co. Nie wiedzieć dlaczego wybieram numer Stefana i czekam aż ten podniesie słuchawkę.
- Halo?- słyszę zaspany głos przyjaciela.
- Stefan… - dopiero teraz zdaję sobie sprawę, że z moich oczu spływają łzy.
- Lily, płaczesz?
- Pożar. Cały dom po prostu spłonął – mówię, dławiąc się własnymi łzami.
- Zanim tam przyjadę minie trochę czasu. Zadzwonię do Thomasa, on będzie szybciej. Za niedługo się widzimy, już jadę  – po czym rozłączył się.
Po tej rozmowie siadam na trawie i skulona najzwyczajniej w świecie płaczę. Nie wiem czy z nerwów, czy z powodu tej straty. Podnoszę wzrok i widzę jak zbliża się do mnie Kath. Jej twarz jest brudna od sadzy dzięki czemu wyraźnie widać jak po jej twarzy spływały łzy. Domyślam się, że wyglądam podobnie. Z oczu mojej siostry bije wściekłość, smutek, frustracja i nie wiadomo co jeszcze.
- To twoja wina! – krzyczy gdy widzi, że na nią patrzę. Czuję ukłucie w klatce piersiowej.
- Co?
- To co słyszysz! To… to wszystko to tylko i wyłącznie Twoja wina! – drugie ukłucie. Wstaję jednak by być na tym samym poziomie co moja siostra.
- O czym ty mówisz?!
- O wszystkim! Miałam spokojne życie! Później zjawiasz się ty i wszystko się psuje! Mój dom płonie, córka zostaje poparzona!
- Co?! Jak bardzo? Co z Alice? – dopytuję podczas kolejnych ukłuć.
- Co cię to obchodzi? Wszystko zniszczyłaś!
- Kath to przecież nie moja wina!
- Policja mówi, że prawdopodobnie to było podpalenie! Zarówno ja jak i ty doskonale wiemy kto za tym stoi! – po tych słowach otrzymuję siarczysty policzek od siostry, która odwraca się na pięcie i wraca do Alexa.
Załamana upadam na trawę, jednak momentalnie pojawia się przy mnie Thomas.
- Lily, tak się cieszę, że nic ci nie jest! – po tych słowach chłopak mocno mnie przytula a ja po prostu mu się poddaję – Dlaczego Kath cię uderzyła?
- Mówi, że to moja wina! – mówię przez łzy – To jest moja wina! To było podpalenie! To był Martin!
- Nie możesz tu marznąć, zabieram cię do siebie.
- Nie słyszysz co do ciebie mówię?! To wszystko to moja wina!
- Nie mów tak! To nie jest twoja wina, słyszysz? – patrzy mi prosto w oczy co pomaga mi się trochę uspokoić jednak nie na długo gdyż znów próbuje pomóc mi wstać i zabrać do siebie.
- Nie mogę do ciebie jechać. Tu jest moja rodzina!
- Chyba lepiej żebyś teraz nie widziała się z siostrą. Nie masz teraz nikogo oprócz mnie.
- Mam! Mam… S… - i wtedy nagle przerywam.
- … Stefana. Chciałaś powiedzieć Stefana – dokańcza za mnie Thomas, a ja uświadamiam sobie, że właśnie to chciałam powiedzieć. Chciałam powiedzieć „Mam Stefana” ale prawda jest inna. Nie mam Stefana. Stefana miałam i straciłam. Teraz każde z nas ma swoje życie i swoje problemy.
- Masz rację… nie mam nikogo – przyznaję cicho wstając i udając się razem z nim w stronę samochodu.
_____________________________
Witam! Wiem, że nieobecność była duża, a nie wiem czy wszyscy zauważyli to co jakiś czas temu pojawiło się na pasku bocznym. Do zakończenia matur rozdziały będą się pojawiały w nieokreślonych terminach. Przepraszam za to ale nie daję rady inaczej. Z konieczności, żeby coś dodać, oddaję w Wasze ręce to wyżej. Oceńcie sami, wiem że mogło być lepiej no ale cóż…
Za nieobecności u Was także bardzo przepraszam i obiecuję, że wszystko nadrobię tylko niestety nie wiem kiedy.

Zapraszam do komentowania bo każde słowo naprawdę bardzo mi pomaga i motywuje :)