„Czego się boję? Boję
stracić ludzi, których kocham.
Boję się, że kolejny raz mi się to przydarzy.
Boję się samotności.
Boję się kiedyś obudzić i zdać sobie sprawę z
tego,
że nikogo już przy mnie nie ma.”
Budzą mnie
promienie słońca padające na twarz. Leniwie się przeciągam i otwieram oczy.
Widzę wnętrze mojego pokoju. W ciągu ostatnich kilku dni siostra pomogła mi
zacząć wracać do normalnego życia. Udałyśmy się na zakupy i kupiłyśmy kilka
rzeczy, które każdy normalny człowiek powinien posiadać. Wszyscy wokół mówią,
że to dobry początek jednak czy w rzeczywistości tak jest? Nie wydaje mi się.
Dostaję jakiejś chorej paranoi. W każdym mijanym mężczyźnie widzę Martina,
prawie każdej nocy budzę się przerażona bo moja podświadomość znów przenosi mnie
do zamkniętego, ciemnego pokoju. Każdego dnia o poranku nie wiem co ze sobą
zrobić. Nie mam żadnych zajęć, całe dnie przesiaduję właściwie patrząc w
telewizor, choć nie dociera do mnie nawet głos spikera. Podobnie jest tym
razem. Wstaję i udaję się do kuchni aby coś zjeść, a bardziej tylko po to, aby
domownicy zobaczyli, że już nie śpię. W domu nie ma jednak nikogo, biorę więc
jedynie jogurt i wracam na górę. Przeskakując leniwie po kanałach słyszę dźwięk
dzwoniącego telefonu. Tak mojego, nowo zakupionego telefonu. Mam w nim zapisane
całe trzy numery. Katherine, Stefan i Thomas, choć ten ostatni nie został
jeszcze ani razu użyty. Patrzę na wyświetlacz, a moim oczom ukazuje się właśnie
„Thomas”. Odbieram i przykładam telefon do ucha.
- Halo?
Lily?
- Cześć
Thomas.
-
Przepraszam, że się nie odzywałem ale wypadło mi kilka niespodziewanych spraw.
- Nie ma
sprawy.
- Będziesz
miała czas, żeby się spotkać?
- Wiesz…
jakoś znajomi i przyjaciele nie dobijają się do mnie drzwiami i oknami więc
powinnam gdzieś znaleźć chwilę w moim jakże napiętym kalendarzu – odpowiadam
odruchowo nie zastanawiając się nad tym, że może nie być to zbyt miłe…
świetnie, za chwilę spłoszę jedną z nielicznych osób, które w ogóle się
odzywają.
- Coś taka
nie w humorze? Coś się stało?
- Nie, nic.
Przepraszam.
- Nie
przepraszaj. Rozumiem, że jest ci ciężko. Mogę dzisiaj po ciebie przyjechać?
- Jeśli
wiesz gdzie to przyjeżdżaj.
- Jeżeli ty
mi nie powiesz to spytam Stefana. Nie ukrywam jednak, że wolałbym liczyć na
ciebie.
Podałam więc
chłopakowi adres i umówiłam się na szesnastą. Nie wiem jednak czy na pewno chcę
się z nim spotkać. Po co? Żebym ja męczyła się i udawała, że wszystko jest w
porządku? A może żeby on udawał, że interesuje go rozmowa ze mną? Z pewnością
wolałabym zostać w domu, ale zarówno Kath jak i Kraft powtarzają, że powinnam
wyjść z domu. Więc proszę bardzo… wychodzę.
***
-
Wychodzisz?
- Tak jakby
– odpowiadam siostrze, która zdziwionym wzrokiem przygląda się moim
przygotowaniom do wyjścia.
- A jakiś
konkretny cel masz czy idziesz zwyczajnie się powłóczyć?
- Kath…
dziękuję za troskę, ale skoro chcieliście żebym wyszła to chyba powinnaś się
cieszyć a nie wiercić mi dziurę w brzuchu.
- Tylko się
martwię.
- Nie masz
powodu. Pa. Wrócę… właściwie to nie wiem o której ale dzisiaj. Dziękuję – to
ostatnie słowo padało z moich ust wyjątkowo często. Gdy siostra wychodziła z
domu lub nawet z mojego pokoju. Dziękowałam jej przy każdej możliwej okazji.
Dziękowałam, bo miałam za co. Właściwie to za wszystko. Dzisiaj jednak przyszła pora na podziękowanie
komuś innemu.
Wychodzę z
domu i widzę idącego w moją stronę Dietharta. Ruszam w jego kierunku choć czuję
jak bardzo się stresuję. Nie wiedzieć dlaczego czuję jak moje serce mocno bije.
No tak… kontakt z drugim człowiekiem nie jest ostatnio moją dobrą stroną. To
zrozumiałe. Podchodzę do blondyna, a ten przytula mnie na powitanie. Ja jednak
odwzajemniam gest dość opornie. Nie wiedząc co mam mówić, patrzę się tylko w
ziemię. Niezręczną ciszę przerywa jednak mój towarzysz za co w duchu szczerze
mu dziękuję.
- Samochód
zaparkowałem tam za rogiem – mówi wskazując odpowiedni kierunek – nie
wiedziałem czy chcesz, żebym podjechał pod sam dom.
- Super, ale
możemy na razie tylko się przejść? Gdziekolwiek.
- Jasne.
Ruszamy więc
chodnikiem, jednak znów żadne z nas nie wie co ma powiedzieć. Świetnie… Tym
razem to chyba jednak moja kolej zacząć.
- Thomas,
dziękuję. Gdyby nie ty…
- Daj
spokój. Już dziękowałaś. Proszę… nie wracajmy do tego.
- Ja też
wolałabym do tego nie wracać, uwierz. Szkoda tylko, że to nie takie proste –
mruczę pod nosem.
- Zaczynasz
nowe życie i lepiej skupić się na tym.
- Okej, ale
skoro dopiero zaczynam, nie oczekuj, że zasypię cię gradem tematów do rozmów.
- Jakoś damy
radę – wreszcie widzę jego uśmiech. Czuję jak ciepło rozpływa się po moim ciele
i mimowolnie też się uśmiecham.
Nie wiem
jak, ale pokonując kolejne metry, rozmowa się toczy. Już dawno nie rozmawiało
mi się tak dobrze. Tak lekko. Zastanawiam się czy to, co czułam wcześniej to na
pewno był strach? Po części pewnie tak, ale teraz zastanawiam się czy nie była
to radość. Czy ja przypadkiem w głębi serca nie chciałam się z nim spotkać? Bo
jedną z rzeczy które czuję teraz, z pewnością jest właśnie… radość. Czuję się
lepiej, spędzając czas z Thomasem. Z nim jest zupełnie inaczej niż ze Stefanem.
Stefan jest troskliwy, wypytuje co u mnie i jak się czuję każdego dnia. Thomas
nie traktuje mnie jak inną. Traktuje mnie jak zwykłego człowieka i chyba
właśnie tego potrzebowałam. I właśnie tego mi brakowało.
Nasz spacer
wydłuża się i docieramy do centrum miasteczka. Kierujemy nasze kroki do małej,
przytulnej kawiarni. Wchodzimy do środka i czujemy przyjemne ciepło. Do naszych
nozdrzy dociera zapach kawy. Wybieramy stolik w rogu, a Thomas pomaga mi
ściągnąć kurtkę. Do naszego stolika podchodzi uśmiechnięta, ciemnowłosa
kelnerka i podaje nam karty. Wybieram gorącą czekoladę zaś mój towarzysz stawia
na kawę i choć nie mam najmniejszej ochoty na nic słodkiego, ulegam namowom
chłopaka i proszę o ciasto z bakaliami.
- Szkoda, że
za niedługo zaczyna się sezon – dociera do mnie głos blondyna.
- Jak to?
Nie cieszysz się? Myślałam, że wszyscy na wieść o sezonie napawacie się
entuzjazmem.
- Bo tak
jest, ale wtedy bardzo mało, a właściwie w ogóle nie spędzamy czasu w domu.
- Nie
przyzwyczaiłeś się jeszcze do tego?
-
Przyzwyczaiłem. Ale teraz to oznacza, że nie będę mógł spędzać czasu z tobą.
Wiesz… nie spodziewałem się, że tak dobrze będzie nam się rozmawiało.
- Ja też nie
sądziłam. Ostatnio mało czasu spędzam na rozmowach. Ograniczają się one do
krótkich wymian zdań z Kath lub Stefanem, głównie dotyczą mojego samopoczucia i
tego czy wracam do żywych czy może jednak nie.
- Domyślam
się, że możesz mieć już tego dość. Tych ciągłych pytań.
- Dokładnie…
ale Thomas… nie chciałabym żadnych niedomówień więc wolę to zaznaczyć od razu.
To jest tylko relacja czysto koleżeńska. Nie żebym coś do ciebie miała, w
żadnym wypadku! Ale teraz po prostu wolałabym nie zagłębiać się w jakieś
relacje.
- Lily,
oczywiście. Zdaję sobie z tego sprawę i nie mam zamiaru naciskać lub próbować
jakoś na ciebie wpływać. Chcę cię tylko poznać.
Dalej
rozmowa znów zeszła na normalne tematy. Po godzinie wychodzimy z lokalu, a na
mojej twarzy znów czuję zimny wiatr. Gdy zbliżamy się już do domu mój wzrok pada
na tajemniczą, oddalającą się, męską sylwetkę, która do złudzenia przypomina mi
Martina. Mimo, że wiem iż niemożliwym jest aby mój oprawca się tu pojawił moje
serce zaczyna szybciej bić. Thomas widząc zdziwienie na mojej twarzy także
odwraca się w kierunku mężczyzny.
- Lily? Co
jest? Chyba nie myślisz, że…
- To Martin?
– dokańczam za niego – Nie, to na pewno tylko moja paranoja. Mówiłam ci, że
ostatnio widzę go wszędzie…
- Nie martw
się. To nie on – mówi i delikatnie się do mnie uśmiecha. Odwzajemniam gest, a
gdy znajdujemy się już pod drzwiami przytulam go.
- Dziękuję.
Nawet nie wiesz jak miło było porozmawiać z kimś kto wiecznie nie pyta się o
to, czy dobrze się czuję.
- Polecam
się na przyszłość.
***
Kładę się do
łóżka i gaszę małą lampkę nocną. Uwielbiam ten czas w ciągu dnia kiedy zapadają
ciemności, a ja leżę pod ciepłą kołdrą i mogę pogrążyć się w rozmyślaniach. W
ciemności się otwieram, wtedy z reguły ludzie myślą inaczej niż za dnia. W nocy
inaczej widzi się wszystko. Wymyśla się dialogi i scenariusze, których i tak
następnego dnia nie ma się odwagi spełnić lub najzwyczajniej w świecie już się
ich nie pamięta. Noc to ta najbardziej tajemnicza część doby ale chyba też
najbardziej szczera. To wtedy odpowiadamy sobie na najtrudniejsze pytania i
mamy odwagę stawić czoła problemom. Oprócz przemyśleń dotyczących przyszłości,
zazwyczaj ludzie analizują wydarzenia z przeszłości. Przypominają sobie te
najlepsze, jak i najgorsze momenty z życia. Nie wiadomo kiedy pojedyncza łza
wypływa spod powieki aby po chwili spaść na poduszkę. Właśnie w nocy uwalniamy
wszystko to, co przez cały dzień trzymaliśmy mocno w sobie. Należę właśnie do
tego typu ludzi więc tak jak oni leżąc, analizuję wydarzenia minionego dnia. Zastanawiam
się co mogłam zrobić inaczej w różnych sytuacjach i do czego mogło to
doprowadzić. Zadaję sobie pytania czy na pewno postępowałam słusznie. Czasem z
pozoru najmniej ważna decyzja może mieć duży wpływ na dalszy bieg wydarzeń.
Oprócz tego skupiam się na emocjach. Zastanawiam się co czułam chwila po
chwili, godzina po godzinie. Przypominam sobie uczucie towarzyszące rozmowie z
Thomasem. Wiem, że chciałabym jeszcze się z nim spotkać ale boję się, że
zacznie mi zależeć. Nie mogę traktować go w inny sposób, bo gdy człowiekowi
zależy, zazwyczaj w efekcie cierpi… a w ostatnim czasie wystarczająco się
wycierpiałam. W myślach widzę także mężczyznę, którego ujrzałam gdy wracałam do
domu. Jaka jest szansa, że był to Martin? Bardzo nikła… nie miałby przecież jak
mnie znaleźć… Jak to zazwyczaj bywa, nie wiedząc nawet kiedy odpływam do krainy
Morfeusza…
***
Do moich
uszu dociera hałas. Nie mam pojęcia co się dzieje, ale od razu wiem, że coś
jest nie tak. Jeszcze nie otwarłam oczu, a serce już zaczyna mi mocniej walić. Głośny dźwięk zaczyna nabierać konkretnego
charakteru, a mój mózg rozpoznaje w nim wycie syren strażackich. Otwieram oczy
i czuję drażniący dym. Niewiadomo kiedy zaczynam kaszleć. Wszędzie wokół jest
ciemno a przez okno wpada jedynie mrugające światło lampy strażackiej. Dusząc
się i nie potrafiąc złapać oddechu podbiegam do drzwi i otwieram je. Nagle
czuję na moim ciele okropne ciepło. Schody pogrążone są w płomieniach a na
korytarzu jest jeszcze więcej dymu niż w moim pokoju. Szybko wracam do pomieszczenia
i rzucam się do okna z nadzieją na haust świeżego powietrza. Otwieram okno,
jest lepiej. Widzę dwa wozy strażackie, radiowóz i dwie karetki. Słyszę
krzyczącego strażaka, nie rozumiem jednak co do mnie mówi. Widzę jak kilka osób
biegnie pod moje okno z rozłożonym materiałem, na który mam skoczyć. Wiem, że
innej drogi nie ma więc robię co mi każą. Czuję chwilowe uczucie wolności i
ląduję trochę bardziej boleśnie niż to sobie wyobrażałam ale przynajmniej mogę
oddychać. Ktoś zarzuca na mnie grubą kurtkę a do ust przykłada maskę tlenową.
Dużo lepiej choć serce nadal bije mi jak szalone. Dopiero teraz zaczynam myśleć
o pozostałych domownikach! Co z Kath, Alexem i małą Alice?! Przy jednej z
karetek widzę Alexa i biegnę w jego stronę.
- Gdzie
Kath? Gdzie Alice? – krzyczę do niego a w odpowiedzi pokazuje ręką do wnętrza
wozu. Widzę w nim moją zapłakaną siostrę. Na noszach prawdopodobnie leży moja
siostrzenica a wokół nich dwóch lekarzy. Chcę do nich wejść jednak Alex
powstrzymuje mnie i przecząco kręci głową. W tej chwili odwracam się w stronę
naszego domu… a raczej tego co wcześniej można było nazwać domem. Dogaszanie
pożaru trwa nadal, a ja już wiem, że właśnie straciliśmy wszystko. Odzyskałam
dom i już go straciłam… dopiero teraz uświadamiam sobie, że w dłoni ściskam mój
telefon komórkowy. Nie pamiętam nawet chwili kiedy go wzięłam ale teraz cieszę
się, że go mam. Nie czuję nic… albo sama nie wiem co. Nie wiedzieć dlaczego
wybieram numer Stefana i czekam aż ten podniesie słuchawkę.
- Halo?-
słyszę zaspany głos przyjaciela.
- Stefan… -
dopiero teraz zdaję sobie sprawę, że z moich oczu spływają łzy.
- Lily,
płaczesz?
- Pożar.
Cały dom po prostu spłonął – mówię, dławiąc się własnymi łzami.
- Zanim tam
przyjadę minie trochę czasu. Zadzwonię do Thomasa, on będzie szybciej. Za
niedługo się widzimy, już jadę – po czym
rozłączył się.
Po tej
rozmowie siadam na trawie i skulona najzwyczajniej w świecie płaczę. Nie wiem
czy z nerwów, czy z powodu tej straty. Podnoszę wzrok i widzę jak zbliża się do
mnie Kath. Jej twarz jest brudna od sadzy dzięki czemu wyraźnie widać jak po
jej twarzy spływały łzy. Domyślam się, że wyglądam podobnie. Z oczu mojej
siostry bije wściekłość, smutek, frustracja i nie wiadomo co jeszcze.
- To twoja
wina! – krzyczy gdy widzi, że na nią patrzę. Czuję ukłucie w klatce piersiowej.
- Co?
- To co
słyszysz! To… to wszystko to tylko i wyłącznie Twoja wina! – drugie ukłucie.
Wstaję jednak by być na tym samym poziomie co moja siostra.
- O czym ty
mówisz?!
- O
wszystkim! Miałam spokojne życie! Później zjawiasz się ty i wszystko się psuje!
Mój dom płonie, córka zostaje poparzona!
- Co?! Jak
bardzo? Co z Alice? – dopytuję podczas kolejnych ukłuć.
- Co cię to
obchodzi? Wszystko zniszczyłaś!
- Kath to
przecież nie moja wina!
- Policja
mówi, że prawdopodobnie to było podpalenie! Zarówno ja jak i ty doskonale wiemy
kto za tym stoi! – po tych słowach otrzymuję siarczysty policzek od siostry,
która odwraca się na pięcie i wraca do Alexa.
Załamana
upadam na trawę, jednak momentalnie pojawia się przy mnie Thomas.
- Lily, tak
się cieszę, że nic ci nie jest! – po tych słowach chłopak mocno mnie przytula a
ja po prostu mu się poddaję – Dlaczego Kath cię uderzyła?
- Mówi, że
to moja wina! – mówię przez łzy – To jest moja wina! To było podpalenie! To był
Martin!
- Nie możesz
tu marznąć, zabieram cię do siebie.
- Nie
słyszysz co do ciebie mówię?! To wszystko to moja wina!
- Nie mów
tak! To nie jest twoja wina, słyszysz? – patrzy mi prosto w oczy co pomaga mi
się trochę uspokoić jednak nie na długo gdyż znów próbuje pomóc mi wstać i
zabrać do siebie.
- Nie mogę
do ciebie jechać. Tu jest moja rodzina!
- Chyba
lepiej żebyś teraz nie widziała się z siostrą. Nie masz teraz nikogo oprócz
mnie.
- Mam! Mam…
S… - i wtedy nagle przerywam.
- … Stefana.
Chciałaś powiedzieć Stefana – dokańcza za mnie Thomas, a ja uświadamiam sobie,
że właśnie to chciałam powiedzieć. Chciałam powiedzieć „Mam Stefana” ale prawda
jest inna. Nie mam Stefana. Stefana miałam i straciłam. Teraz każde z nas ma
swoje życie i swoje problemy.
- Masz
rację… nie mam nikogo – przyznaję cicho wstając i udając się razem z nim w
stronę samochodu.
_____________________________
Witam! Wiem,
że nieobecność była duża, a nie wiem czy wszyscy zauważyli to co jakiś czas
temu pojawiło się na pasku bocznym. Do zakończenia matur rozdziały będą się
pojawiały w nieokreślonych terminach. Przepraszam za to ale nie daję rady
inaczej. Z konieczności, żeby coś dodać, oddaję w Wasze ręce to wyżej. Oceńcie
sami, wiem że mogło być lepiej no ale cóż…
Za
nieobecności u Was także bardzo przepraszam i obiecuję, że wszystko nadrobię
tylko niestety nie wiem kiedy.
Zapraszam do
komentowania bo każde słowo naprawdę bardzo mi pomaga i motywuje :)
O mamusiu! Brak mi słów, aby opisać to, co czuję po przeczytaniu tego rozdziału. Rozumiem że Kath może być zdruzgotana i załamana, a w dodatku wściekła, ale żeby obwiniać o wszystko siostrę, która cierpi bardziej? Oczywiście wiadomo kto stoi za podpaleniem. Ciekawe tylko, czy Lily się w końcu od niego uwolni. Na szczęście ma Thomasa, który się o nią bardzo martwi i troszczy. Widać, że pomimo krótkiej znajomości zależy mu na dziewczynie.
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na kolejne cudeńko i ogromn weny życzę.
Buziaki. ;**
No no no. Nieładnie.Tak długo trzeba było czekać :( Ale nareszcie jest :) Bardzo się cieszę :) Co do rozdziału .. . utwierdzam się w przekonaniu, że uwielbiam Thomasa :D Straszny ten pożar... Rozumiem złość Siostry Lily. Ale Thomas ma rację... To nie jest jej wina :/ Dzięki za rozdział :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Jestem!
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz, jak się ucieszyłam, że wstawiłaś coś świeżutkiego ^^ Świetny rozdział!
Kurczę, z jednej strony rozumiem Kath, ale z drugiej... to trochę nie w porządku, co ona robi. Nie można od razu zwalać winy na drugą osobę. Podoba mi się postawa Thomasa, widać, że mu zależy i chce pomóc.
Czekam na kolejne!
I łączę się z tobą w tym szkolnym bólu, bo mnie niestety też czeka matura... ale damy radę, bo jak nie my, to kto? :D
Buziaki :**
A rozdział zapowiadał się tak pięknie.... By w jednej chwili wszystko zmieniło się w koszmar i to, co udało się osiągnąć i wypracować, uleciało z dymem.
OdpowiedzUsuńPożar. To zawsze wywołuje u mnie dreszcz i napawa przerażeniem. Ten szalejący żywioł, jakim jest ogień przypomina potwora, który z nieopisanym rykiem i ogromną siłą niszczy wszystko - cały dorobek człowieka...
Od początku miałam w głowie myśl, że pożar musiał mieć przyczynę. A konkretnie myślałam o podpalaczu, którym w rzeczywistości musiał być Martin. Jednak dziewczyna naprawdę widziała go podczas spotkania z Thomasem :(
Najgorsze jednak jest to, co powiedziała siostra Lily. Jak ona może oskarżać o wszysyko biedną dziewczynę. Rozumiem, że w takich sytuacjach ludzie nie panują nad sobą i padają niepotrzebne słowa, ale Kath i Lily są rodziną. Powinny być razem. Zresztą przyjmując siostrę pod swój dach, Kath wiedziała na co się pisze.
Czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam!
Rany...
OdpowiedzUsuńKochana, ja nawet nie wiem, co Ci tu mogę napisać...
Naprawdę, nie umiem... ;o
O matulu, ale tu się dzieje! ;o
OdpowiedzUsuńTo co powiedziała siostra Lily... to było okropne. Przecież są rodziną! Czy ona zdaje sobie sprawę, że ją zraniła?
Czekam na kolejny
Buziaki :*
Hejka.
OdpowiedzUsuńKath nie powinna tak naskoczyc na siostre, bo to nie jest jej wina ze chory,psyhiczny Martin podpalil dom.
Ten lek Lily.. ehh moim zdaniem powinna sie zapisac do psychologa na jakas terapie. Bo w koncu moze nie wytrymac i vos sobie zrobic.
Pozdrawiam :*
Kochana...
OdpowiedzUsuńTargają mną emocje na prawo i na lewo. Te skrajne emocje. Radość i smutek.
Rozdział jest przedoskonały! ^^
Wybacz, że musiałaś tyle na mnie czekać, ale od dawna nie zaglądałam do zakładki "kontakt". ;) Jeśli możesz to informuj mnie, proszę w zakładce "reklama". ♥
Kochana, nasza Lily i Thomas doskonale się dogadują. Rozumiem ją, że nie jest w stanie zaufać jeszcze mężczyznom w 100%. Kto potrafiłby to uczynić po takiej traumie? :o Jednakże bardzo mi się podoba jej relacja ze skoczkiem. :)) I dobrze z jej strony, że powiedziała chłopakowi, o tym, by póki co się nie angażował, bo nie jest na to gotowa. :) Fajnie z jego strony, że w żaden sposób nie nalegał. ^^
Ale to co działo się dalej...
Słowa i czyny Kath... to było chyba zbyt mocne... :o Jak ona mogła nawtykać jej takich rzeczy? Lily jeszcze nie odbudowała się psychicznie po ostatnich wydarzeniach, a już napotykają ją kolejne przeszkody. :(
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział! ♥
Buziaki :*
PS. Nadrobiłam też trójkę. ^^
Witaj Kochana :)
OdpowiedzUsuńPrzepraszam :( za to, że dopiero teraz tutaj dotarłam :( Nie chciałam tak tego odkładać, ale... W końcu się udało :)
Rozdział zapowiadał się tak miło... No nie :(
Lily...
Ale rozdział? Genialny ❤
Nie ma na co narzekać :)
Pozdrawiam Kochana :)
Weny ^^
Buziaki :*
Witaj, kochana!
OdpowiedzUsuńNarovilama wszystko i z czystym sercem mogę powiedzieć, że to jest świetne. Masz taki wielki talent! Zakochałam się w tym opowiadaniu.
Lily... Och... Tak bardzo mi jej szkoda. Musiała tylko cierpieć i teraz nadal nie ma spokoju. Ona żyje w ciągłym strachu i niepewności. Jeszcze nie wróciła do żywych, a ja ma tyle problemów .Jej siostra zranilam ją. Wydaje mi się, że jej słowa były spowodowane przez emocje, ale jednak te słowa na długo pozostana w sercu naszej głównej bohaterki.
Thomas... Widać, że zaczęło zależeć mu na Lily. Spodobała mu się, ale dodatkowo jest dla niej bardzo troskliwy i dobry. Może pomiędzy nami coś w przyszłość będzie.
Stefan... Mimo całej tej sytuacji, uważam, że to właśnie on powinnien być z Lily. Kocha ją to widać. Nie wierzę w to, że ona nic do niego nie czuję. Pomiędzy nimi była chyba wielka miłość, a Marisa jest dla Krafta tylko pocieszeniem. Mam nadzieję, że pomiędzy tą dwójką jeszcze zgodzi się jakieś uczucie.
Pozdrawiam,
Znani
Za pierwszym razem przeczytałam całość. Baaardzo mi se spodobal watek i czekam na kolejny rozdział :-) Weny zycze i do przeczytania ;-)
OdpowiedzUsuńZapraszam tez do mnie :-)
https://obrane-cele-to-marzenia.blogspot.com/?m=1